Upadek kultury na Śląsku

W tysiącletniej historii Polski były długie lata nieograniczonej wolności i heroicznych wydarzeń, ale także okresy bezsilności, które pod koniec XVIII wieku doprowadziły do całkowitego rozpadu kraju.
W 1138 roku, w roku swojej śmierci, polski książę Bolesław Krzywousty, nie wiedząc, co zrobić, podzielił Polskę na cztery części między swoich synów, kładąc tym samym podwaliny pod wojny bratobójcze i niepokoje w kraju w kolejnych stuleciach. W ten sposób w 1163 roku powstało księstwo Raciborz-Opole, które stało się punktem wyjścia dla późniejszej Górnej Śląska.
Polska szlachta, kierując się nieograniczonym liberalizmem, przyczyniła się do tego, że w Polsce przewagę miały obce mocarstwa. „Dążenie Polski na wschód” w XVI i XVII wieku doprowadziło do chwalebnych wojen z Rosją, co Henryk Sienkiewicz szczególnie podkreślił w swoich dziełach historycznych i co do dziś jest gloryfikowane przez Polaków jako przykład męstwa i poświęcenia narodu polskiego. Kolejnym dowodem tej ekspansji na wschód jest postać polskiego marszałka Józefa Piłsudskiego, który w 1919 roku, kiedy Polska odzyskała niepodległość, nie miał nic pilniejszego do roboty, jak tylko wkroczyć ze swoją armią na Ukrainę, aby przyłączyć ją do Polski. Napotkał jednak silny opór ze strony armii bolszewickiej, został odparty i w 1920 roku, w ramach „cudu nad Wisłą”, z trudem uratował swoją skórę.
Ta wojna z Rosją Sowiecką przyczyniła się do tego, że Piłsudski, jako władca Polski, nie chciał mieć nic wspólnego z problemem Śląska.
Trzy wywołane przez Polaków powstania na Górnym Śląsku w latach 1918-21 spowodowały, że południowo-wschodnia część Górnego Śląska została oddzielona od Niemiec i przyłączona do Polski. Marszałek Piłsudski przekazał władzę nad tym obszarem jednemu ze swoich najbliższych współpracowników, pochodzącemu z południowych Polski Michałowi Grażyńskiemu, który od 1926 r. do wybuchu wojny w 1939 r. miał swoją siedzibę w Katowicach. Grażyński robił wszystko, aby umocnić i rozbudować polskość na tym obszarze, ale nie odniósł w tym zakresie większego sukcesu.
W okresie przedwojennym 1918-39 Polska nie była w stanie nawiązać dobrych stosunków i współpracy ze swoimi sąsiadami, tj. z Niemcami, Rosją Sowiecką i Czechosłowacją, co między innymi doprowadziło do wybuchu II wojny światowej. Polska szukała pomocy i ochrony u mocarstw zachodnich, Francji i Anglii, ale te bezczynnie przyglądały się upadkowi Polski. Wybuchająca w Polsce wojna partyzancka przyczyniła się do tego, że niektóre polskie organizacje i warstwy społeczne podjęły współpracę z Rosją Sowiecką, co ostatecznie doprowadziło do klęski Niemiec w 1945 roku. Budowa socjalizmu i współpraca z Rosją, odwiecznym wrogiem Polski, również nie przyniosły sukcesu. Upadek socjalizmu w 1990 roku otworzył nie tylko dla Polski nowe możliwości budowania nowej przyszłości we współpracy z mocarstwami zachodnimi.
Ostatnie 10 lat, które służyły budowaniu nowego porządku społecznego, kapitalizmu, w Polsce, pokazało jednak, że Polacy ponownie popadli w stare błędy i nadal tkwią w „własnym tłuszczu”. Nowe reformy, które zostały przeprowadzone zarówno w sferze politycznej, jak i gospodarczej, nie przyniosły żadnych sukcesów. Fakt, że w ciągu ostatnich 4 lat w rządzie wymieniono ponad 20 ministrów, świadczy tylko o dalszej bezradności Polski.
Cała seria partii politycznych i organizacji, które dziś stanowią inną siłę w Polsce lub dążą do niej, zostaje rozwiązana, a powstają nowe. Na czele nowych organizacji stoją jednak politycy z przeszłości, ludzie, którzy nie odnieśli żadnych znaczących sukcesów w swojej dotychczasowej polityce, ale nie chcą zrezygnować z władzy i chcą osiągnąć jak najwięcej w jak najkrótszym czasie. Tymczasem Polska ma dziś ogromne zadłużenie, możliwości finansowe kraju są więcej niż ograniczone, a cierpliwość polskiego społeczeństwa jest na wyczerpaniu. Nie jest tajemnicą, że wielu czołowych polityków bogacą się kosztem społeczeństwa, a afera gospodarcza goni kolejną. Polskie media nie ukrywają tego faktu.
W nowym województwie śląskim, które obejmuje również dawne Górne Śląsk Wschodni, nie zwraca się zbytniej uwagi na te polityczne i gospodarcze niepokoje i nie robi się zamieszania wokół historii ostatnich 80 lat. Jednak duch byłego wojewody Grażyńskiego i przedwojennego przywódcy Wojciecha Korfantego odradza się tutaj. Stanowi to zagrożenie dla Polski, która obecnie stara się o przystąpienie do Unii Europejskiej. Przyjaciele i zwolennicy tego ducha, Polacy, którzy w wielu krajach Europy, USA i Kanadzie tworzą własną „Polonię” i są uważani za polskich patriotów, ale nie mają zamiaru powrócić do kraju swoich ojców, aby własnymi środkami wyzwolić go z obecnej bezsilności i bezradności, nasuwa się pytanie: dlaczego?
Około 10% ludności Śląska nadal popiera ducha i idee Korfanty’ego i Grażyńskiego. Oznacza to bezwzględną polonizację całego województwa śląskiego za wszelką cenę. Pozostałe 90% mieszkańców jest tak bardzo zajętych codziennymi troskami, że nie interesują się polityką i podobnymi sprawami. Zaledwie połowa z nich bierze udział w wyborach.
Pomimo wszystkich trudności i przeszkód, które charakteryzują codzienne życie, mieszkańcy Śląska są głęboko związani z Kościołem katolickim. Wiara chrześcijańska i uczestnictwo w mszach świętych jednoczy wszystkich. W kościołach szuka się również nadziei na lepsze czasy, ponieważ polscy duchowni wszystkich rang nie szczędzą słów miłości bliźniego, pocieszenia i poświęcenia, połączonych z krytyką obecnej sytuacji gospodarczej i politycznej Polski.
Kościół katolicki zawsze odgrywał ważną i wiodącą rolę w świadomości Ślązaków i pod tym względem do dziś niewiele się zmieniło. Uczestnictwo w niedzielnej mszy świętej Silesianie uważają za swój obowiązek i powinność. Kościół zaspokaja ich duchowe pragnienia, zaspokaja ich tęsknotę za koncertami, kinem, wystawami lub teatrem, przy czym dla wielu z nich ta świątynia Boga stanowi rodzaj pokazu mody. Kazanie, które Silesianie słuchają przy tej okazji z mniejszą lub większą pobożnością, często zaspokaja również ich potrzeby polityczne.
Kościół zastępuje im wszystko. 80% miejscowej ludności śląskiej nie uczestniczy w publicznych wydarzeniach kulturalnych. Tłumaczą się brakiem pieniędzy, stratą czasu i wieloma innymi wymówkami. Prawda jest jednak inna. Miejscowy Ślązak czuje się odizolowany w swojej samoświadomości, obcy w obcej kulturze, innym języku, przez co na podstawie swoich licznych doświadczeń nadal „oddycha na zimno”. Młodzi Ślązacy, którzy ledwo ukończyli polską szkołę podstawową, wstydzą się swoich rodziców, którzy nadal mówią tzw. wodnym polskim. Ten młody człowiek woli siedzieć w salonie przed komputerem i uważa swoich rodziców za mniej postępowych.
Ta wewnętrzna izolacja ma również inne nieprzyjemne konsekwencje. Młoda Ślązanka nie patrzy już, jak jej matka przygotowuje śląskie potrawy, stara się nie uchodzić w życiu publicznym za Ślązankę. Czy tak ma wyglądać ogólna integracja wszystkich ludzi mieszkających na ziemi śląskiej? Kto ma się tu dostosować do kogo? Dlaczego prawdziwa śląska tradycja i identyfikacja ulegają tu zniszczeniu? Co chce się przez to osiągnąć w przyszłości? Śląscy socjologowie nie zajmują się dogłębnie tą problematyką, która popada w zapomnienie również w ich pismach i tradycyjnych wartościach.
Podczas pobytu w Katowicach w 1922 r. marszałek Piłsudski podkreślił, że Ślązacy źle mówią po polsku i dodał, że Ślązacy powinni uczyć się języka polskiego od prawdziwych Polaków. Szybko zareagował na to ksiądz Kapica z Tichau O/S, podkreślając, że znacznie korzystniejsze byłoby, gdyby Polacy uczyli się od Ślązaków, co oznacza praca i jak należy pracować. Bo kto uczył się od kogo?
Wspomniane już 10% ludności śląskiej, które w większości zajmuje tu stanowiska władzy, obdarowuje się nawzajem odznaczeniami, nagrodami, stawia pomniki i polonizuje Śląsk na wszelkie możliwe i niemożliwe sposoby. Pozostałe 90% patrzy na to obojętnie, choć od czasu do czasu słychać pod nosem głośne słowa sprzeciwu. Nie dziwi więc, że Ślązacy z nieufnością obserwują, jak na ich ziemi powstaje obca im kultura i styl życia. Śląski pisarz W. Paszek często podkreśla w swoich tekstach, że „z własnych śląskich szeregów rozbrzmiewa hasło »pieronie« – nie wybaczymy”.
Z wielu budowli i wspaniałych zabytków, które świadczą o dawnej niemieckiej kulturze, niewiele pozostało dziś na Śląsku. Zniszczenia i najazdy, które nie były wynikiem tylko ostatniej wojny, zrobiły swoje. Nowi polscy władcy nie przywiązują wagi do zachowania dziedzictwa kulturowego i przekazania go potomnym. Warto jednak zauważyć, że wciąż są ludzie, którzy z własnej inicjatywy chcą położyć kres tej degradacji. Najpiękniejszym tego przykładem są obecnie niektórzy malarze i rzeźbiarze z okolic Tichau, którzy poprzez swoje dzieła nie chcą, aby stare dziedzictwo kulturowe popadło w zapomnienie.
W latach 40. XIX wieku, z inicjatywy księcia von Pless, przy murze kościoła Maria-Magdalenen-Kirche w Tichau O/S zbudowano duże kamienne ogrodzenie wokół kościoła i umieszczono tablicę pamiątkową. Tablica jest dziś całkowicie zniszczona.
Władze miasta Tichau tolerują fakt, że tablica pamiątkowa jest zasypana śmieciami. Takie sytuacje zdarzają się jednak w każdym mieście. Najgorsze jest jednak to, że ten proces niszczenia wspierają ludzie, którzy chcą się pochwalić osiągnięciami kulturalnymi Polski w momencie jej przystąpienia do UE. Mają oni jedynie ograniczone pojęcie o kulturze. Według nich cała kultura składa się wyłącznie z wystaw, koncertów, kina i teatru, imprez rockowych i dyskotek dla młodzieży lub budowy nowego kościoła – ale to wszystko nie wystarcza dla ogólnej kultury. Takich Ślązaków lub nie-Ślązaków spotyka się dziś w tej prowincji. Ponadto zbyt mało jest stowarzyszeń i spółdzielni kulturalnych, które zwracają uwagę na tę sytuację. Celowe niszczenie kultury prowadzi do zapomnienia narodu.
Obiekty, w których powinna być pielęgnowana kultura, są sprzedawane prywatnym osobom, które w najbliższej przyszłości, kierując się chęcią zysku, będą je dalej niszczyć.
Po nowych wyborach samorządowych 23 września pojawili się nowi liderzy życia kulturalnego. Nie ma jednak gwarancji, że coś się zmieni w tym zakresie, ponieważ koło bezczynności i bezsilności nadal się kręci.
Istnieje ryzyko, że podczas nowych wyborów ponownie do władzy dojdą osoby, które już odznaczone orderami w ramach „Lux ex Silesia” poszukują nowych wyróżnień i pomimo wysokich stanowisk, które zajmują, nie chcą publicznie przyznawać się do swojego śląskiego pochodzenia, ponieważ ich ojczyzną jest często Lwów.
Kiedy po zakończeniu I wojny światowej w Galicji nowe władze polskie (a obecnie rząd wojewódzki Małopolski) szybko doszły do porozumienia ze starymi władzami austriackimi, w polskim Górnym Śląsku w latach 1926-39 sytuacja wyglądała zupełnie inaczej niż obecnie w województwie śląskim. Sytuacja wyglądała zupełnie inaczej. Różnice zdań i otwarta wrogość były na porządku dziennym i tak pozostało do dziś. Ucierpiały na tym stare drewniane kościoły, ponieważ te w południowej Polsce zostały odnowione i w nagrodę zgłoszone do Europa Nostra, podczas gdy niektóre świątynie w Górnym Śląsku poniosły straty w Europa Nostra.
Podobnie jest w przypadku trójstronnej zasady Górnego Śląska, jeśli chodzi o język potoczny. Najpierw zniknął niemiecki język potoczny, a następnie, po wysiedleniach w 1945 r., zniknął słowiański język potoczny Górnego Śląska (gwara górnośląska), gdy po 1945 r. komuniści chcieli przeprowadzić reformę kultury. Podobnie może się stać z językiem łużyckim, zwłaszcza że obecny rząd krajowy zamyka szkoły łużyckie, promując w ten sposób jednolity językowy system szkolnictwa. Szkoda tylko, że łużycka Domowina nie należy do niemieckiej „wielokulturowości”, gdzie wszystko jest dozwolone dla wszystkich, z wyjątkiem rdzennej ludności, takiej jak Ślązacy w Polsce. W tym roku Polska ponownie została dotknięta ogromną powodzią. Wisła i jej dopływy wylały z brzegów w wyniku ulewnych deszczy i zniszczyły rozległe obszary, miasta i wioski. Przyczyną katastrof naturalnych jest emisja ogromnych ilości dwutlenku węgla do atmosfery. Dlatego też dziwi fakt, że podczas konferencji ekologicznej największych państw uprzemysłowionych, która odbyła się w lipcu tego roku w Genui, Polska nie wyraziła żadnej krytyki wobec Stanów Zjednoczonych, które mają największy udział w produkcji dwutlenku węgla na świecie. Ponadto chcą one przejąć duże ilości dwutlenku węgla ze Stanów Zjednoczonych do Polski, ponieważ chcą budować w Polsce fabryki, które Stany Zjednoczone będą musiały zlikwidować. Dziwne!
W moim miejscu zamieszkania, Monheim am Rhein, dzięki pomocy finansowej UE, na brzegu Renu budowana jest długa tama z murem o głębokości 12 m, która ma chronić tereny przed powodziami. Koszt budowy wynosi około 60 milionów marek niemieckich. Jest to wysoki koszt, ale w przyszłości może przynieść tylko korzyści.
Byłoby bardzo korzystne dla Polski, gdyby po przystąpieniu do UE państwo to poprosiło o taką pomoc, ponieważ zaniedbania w zakresie budowy tam i wałów przeciwpowodziowych są w Polsce bardzo duże. Dlatego Polska powinna jeszcze bardziej dążyć do integracji z Europą.
Partnerstwo z Nadrenią Północną-Westfalią ma na celu pomoc Górnemu Śląskowi w każdej dziedzinie. Minister gospodarki Nadrenii Północnej-Westfalii przeznaczył już 3,5 miliona marek rocznie do 2006 roku, aby umożliwić jak najlepszy start – pieniądze na nowe projekty i usługi doradcze w Górnym Śląsku. Firmy z NRW chcą pomóc w uzyskaniu zamówień publicznych i wsparcia finansowego dla oczyszczalni ścieków i tramwajów poprzez otwarcie drzwi politycznych. Władze polskiego Katowic chcą czegoś innego – pomocy w zakresie know-how z Niemiec, zwłaszcza w kontaktach z europejską administracją, a także, co jest dość dziwne, przewodnika po gąszczu unijnych dotacji. Jednak pojęcia się mieszają – Nadrenia Północna-Westfalia mówi o Górnym Śląsku, a strona polska o Śląsku (jak województwo katowickie).
Jak mieszkaniec Górnego Śląska może dziś nadal identyfikować się ze swoją ojczyzną? W przeszłości doświadczył wielu systemów politycznych: od polskiej „sanacji”, przez wojnę światową, socjalistyczną gospodarkę planową, aż po kapitalizm, ale z wieloma socjalistycznymi zwyczajami, a tym samym z wahającym się duchem swojej istoty. Krajobraz przemysłowy został zniszczony, niemal całkowicie zniszczony. Niestety pozostała tylko wiara chrześcijańska, co oczywiście jest zbyt mało dla tego regionu Europy. A co najważniejsze: miłość do ojczyzny kształtuje kulturę, która prawie całkowicie uległa zniszczeniu, wraz z językiem, tradycją i zniszczonymi kamiennymi świadectwami, które nadal przemawiają za śląskim przywiązaniem do Europy. Naród śląski, który mógłby być najważniejszym przedstawicielem regionu, aby poprowadzić Śląsk do Europy, niestety nie uczestniczy już w tym ruchu.
Te i wiele innych problemów zaczerpnąłem z mojej książki „Górny Śląsk – inaczej”, wydanej w 1996 roku. Uniwersytet Śląski w Katowicach zajął się później tą samą problematyką i opublikował wydawnictwo o niemal identycznym tytule – „Śląsk – inaczej” (nie: Górny Śląsk – inaczej). W odpowiedzi nadałem mojemu drugiemu wydaniu książki tytuł „Górny Śląsk w barwach czasu”, podkreślając w ten sposób trójstronną zasadę całej prowincji śląskiej. Upadek kultury na Śląsku jako „Aktualizacja Śląska”

Peter Karl Sczepanek (2002)

Quelltext:
silesiainfo.net/SilesiaArchiv/EchoSlonska/0111/aktuell/011001ak_PeterKarlSczepanek_KulturelleVerfallinSchlesien.htm

Eine Antwort

Schreibe einen Kommentar

Deine E-Mail-Adresse wird nicht veröffentlicht. Erforderliche Felder sind mit * markiert